Raz, dwa, trzy. Wstęga została przecięta pośród wiwatów, okrzyków i oklasków tłumów zgromadzonych przy Schweidnitzerstrasse. Pogoda, jak przystało na początek września, była piękna. W sam raz na odsłanianie pomników przez samego cesarza.
Spojrzał w górę. Teraz i oni mieli swojego jeźdźca z brązu – tak samo jak Rosjanie pod berłem Mikołaja II mieli pomnik Piotra I Wielkiego. Cesarz wiedział, że gdyby nie właśnie ten breslauerski jeździec z brązu, nie byłoby tych wszystkich uroczystości. I nie byłoby tej tradycji. Od tej pory pomnik Wilhelma I Hohenzollerna miał bacznie obserwować główną ulicę miasta, podczas gdy wnuk – Wilhelm II – będzie przebywał w Berlinie.
Wyjść do ludzi
Pod koniec XIX wieku rozrywka dla mas nie była zbyt różnorodna. Nie wykonywano tak często pokazowych wyroków, nie przykuwano złodziejaszków do pręgierzy. Nowożytne igrzyska olimpijskie dopiero co raczkowały, a dostęp do kultury miały tylko wyższe klasy. Jedyne momenty, gdy robotnicy i biedni mieszczanie mieli jakąś okazję do urozmaicenia sobie życia, wiązały się z monarchią. W najlepszej sytuacji znajdowali się mieszkańcy stolicy, którzy mieli bezpośredni dostęp do parad, przemówień i mszy z udziałem głów państwa. Szczególne uroczystości i zabawy były organizowane z okazji koronacji i ślubów w rodzinie królewskiej, ale na takie okazje ludzie musieli zwykle długo czekać. Poza tym, aprobata najprostszych ludzi była władcom na rękę.
Zupełnie inaczej było na prowincjach, gdzie codziennie jedynym źródłem informacji i „kontaktem” z królem albo cesarzem były gazety. Członkowie niższych warstw społecznych rzadko kiedy mieli możliwość udania się w podróż do stolicy państwa, więc przez to nie mieli okazji do wyrobienia sobie opinii na temat władcy. Swoją wiedzę opierali tylko na tekstach, które mieli okazję przeczytać w gazetach. W interesie króla leżało, żeby to zmienić.
Białobrody wkracza do akcji
Breslau
leżało na wschodnich peryferiach Cesarstwa Niemieckiego. Chociaż było prężnie
rozwijającym się miastem, stolicą prowincji śląskiej, wciąż pozostawało na
uboczu kraju. Niemcy z zachodnich księstw twierdzili nawet, że zasięg kultury w
państwie kończy się na Brandenburgii, a w Breslau nawet nie jest potrzebna
wyższa szkoła techniczna. Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej i prowincja
śląska wymagała równego traktowania przez cesarza. Bardzo dobrze o tym wiedział
Białobrody – Wilhelm I Hohenzollern, zwany tak od swoich charakterystycznych
wąsów.
Jego poprzednicy z pewnością odwiedzali peryferie państwa, jednak odbywało się
to bez większych uroczystości, które stanowiłyby jakąś rozrywkę dla mieszczan.
Białobrody wniósł w te wydarzenia nowego ducha i zapoczątkował piękną tradycję
w historii Wrocławia, którą kultywowano aż do wybuchu pierwszej wojny światowej.
Nie było to jedyne miasto, gdzie wizyty Kaisera miały tak uroczysty charakter –
podobne wydarzenia odbywały się np. w Poznaniu, który w XIX wieku również był
miastem na wschodnich peryferiach Niemiec.
Pierwsze Dni Cesarskie w Breslau, czyli po niemiecku Kaisertage, odbyły się w 1882 roku. Wilhelm I Hohenzollern odwiedził miasto na kilka dni, brał udział w paradach. Przy głównych arteriach poustawiano bramy triumfalne przystrojone kwiatami – najczęściej budowano je przy ulicy Świdnickiej na wysokości fosy Jedną z głównych uroczystości była rekonstrukcja historyczna związana z wojną napoleońską w 1813 roku. Jako gości specjalnych zaproszono austriackiego arcyksięcia Rudolfa z małżonką Sophią.
Były to jednak pierwsze i ostatnie Dni Cesarskie z udziałem Białobrodego – cesarz zmarł w wieku 91 lat w 1888 roku. Rządy objął jego syn, Fryderyk III. Ten jednak zmarł nagle po 99 dniach rządów. Wówczas na tron Cesarstwa Niemieckiego wstąpił niespełna trzydziestoletni Wilhelm II – syn Fryderyka III, ostatni władca II Rzeszy. Z tego powodu rok 1888 w Niemczech nazywany jest rokiem trzech cesarzy.
Młody władca wziął sobie do serca działania swojego dziadka i kontynuował tradycję Kaisertage. Uroczystości zaczęto organizować w całym państwie i były hucznie obchodzone – o Dniach Cesarskich pisano nawet w londyńskich gazetach.

źródło: polska-org.pl
Drugie Kaisertage odbyły się jeszcze we wrześniu tego samego roku. Z okazji wizyt Wilhelma II bito specjalne monety. Drogę przejazdu z Dworca Głównego do Pałacu Królów Pruskich udekorowano, a w miejscu jednej z bram triumfalnych kilka lat później stanął Hotel Monopol. Plac generała Tauentziena przystrojono wieńcami i girlandami, a sam pomnik dowódcy z czasów wojen śląskich udekorowano konstrukcją z baldachimem. Jednak dopiero kolejne Kaisertage zostały zorganizowane z ogromnym rozmachem.
Prosto z Sankt Petersburga
W 1894 roku zmarł cesarz Rosji, Aleksander III Romanow. Jego syn, Mikołaj, objął rządy dopiero w 1896 roku, po upływie okresu żałoby. Młody car potrzebował nawiązania relacji z władcami sąsiednich państw i przemyślenia koncepcji stosunków dyplomatycznych. Na ten sam rok zaplanowano kolejne obchody Dni Cesarskich w Breslau. Propozycja przyjazdu do Niemiec na takie uroczystości była nie do odrzucenia, tym bardziej, że stolica prowincji śląskiej leżała dość blisko ówczesnej granicy z Rosją.
We wrześniu pociąg z parą carską zatrzymał się na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Mikołaj II i Aleksandra Fiodorowna przejechali przez główne ulice miasta podczas parady wojskowej. Zatrzymali się przy Sejmie Krajowym, gdzie uroczyście zostali powitani. To właśnie w tym budynku przygotowano dla nich apartament, w którym gościli aż do zakończenia Kaisertage. Ludzie znacznie lepiej poznają się przy wspólnym stole. Być może dlatego para carska, Wilhelm II i Augusta Wiktoria spotykali się przy wspólnych, rodzinnych śniadankach.
Jak zwykle urządzono wojskowe parady przy Dworcu Freiburskim (dzisiejszym Świebodzkim), w których uczestniczył pułk imienia Aleksandra II – dziadka Mikołaja II. Car odwiedził również wrocławski rynek, a z okazji odwiedzin wydawano specjalne pocztówki. Największą atrakcją okazało się odsłonięcie pomnika zaraz przy ulicy Świdnickiej. Wykonany z brązu monument dłuta Christiana Behrensa stanął w miejscu trzeciej bramy świdnickiej i przedstawiał Wilhelma I Hohenzollerna konno. Za postacią cesarza ustawiono jeszcze dwie mniejsze rzeźby, przedstawiające Sztukę Narodu oraz Sztukę Wojny. Całość miała sześć metrów wysokości. Breslauerski jeździec z brązu oglądał ulicę Świdnicką w tej samej pozie aż do 1945 roku.

źródło: polska-org.pl
Oddać hołd generałowi
Po raz kolejny Wilhelm II odwiedził Breslau dziesięć lat później, również we wrześniu. Udekorowaniem miasta zajął się sam Karl Klimm – uczeń i pomocnik radcy budowlanego, Richarda Plueddemanna – jeden z czołowych breslauerskich architektów.
Nie obyło się bez tradycyjnego pochodu przez ulicę Świdnicką, gdzie cesarz miał okazję odwiedzić pomnik swojego dziadka, któremu Breslau zawdzięczało tradycję Kaisertage. Uroczystości zdominowały pochody wojskowe wzdłuż ulicy Legnickiej, czyli Friedrich Wilhelm Strasse. Para cesarska odwiedziła gospodę na Ostatnim Groszu, zorganizowano specjalne manewry wojskowe. Odsłonięto również nowy pomnik – tym razem doczekał się go generał von Clausewitz, pruski teoretyk sztuki wojennej. Dowódca spod Waterloo zamieszkiwał w Breslau, gdzie zmarł podczas epidemii cholery w 1831 roku. Pomnik stanął przy alei Juliusza Słowackiego, a wieńce na nim składali nawet dowódcy armii japońskiej, którzy darzyli pruskiego generała ogromnym szacunkiem.
„Do mojego ludu”
W 1813 roku nad Europą zawisły czarne chmury – mocarstwom groziła kolejna wojna napoleońska. Poprzednia, czyli ta z 1806 roku, zakończyła się kompromitacją Prus. Na Schlesien jedyną twierdzą, której nie zdobyły wojska francuskie, była Srebrna Góra. Reszta skapitulowała – to samo stało się z Breslau, któremu zabrakło generała Tauenztiena XIX wieku. Wojska Hieronima Bonaparte upokorzyły miasto, wyburzając jego mury obronne.
Gdy sześć lat później po hańbiącej przegranej pojawiła się szansa na odegranie się na Francji, Królestwo Prus zawarło sojusz z resztą państw Rzeszy Niemieckiej i Rosją. Fryderyk Wilhelm III, przebywający wtedy w Breslau, wygłosił przemówienie do swoich poddanych. Nawoływał do zjednoczenia w obliczu widma kolejnej wojny i obiecywał zwycięstwo, które wymaże z kart historii poprzednią klęskę. Odezwa szybko rozeszła się po Królestwie Prus za pośrednictwem gazet i została nazwana „An Mein Volk”, czyli „Do mojego ludu”. Czy przemówienie samego króla podziałało?
Francja wraz z pomocą innych państw została pokonana, armia pruska odniosła kilka sukcesów, a podczas kongresu wiedeńskiego królestwo otrzymało nowe terytoria. W tym przemówieniu musiało być coś ważnego i mobilizującego, skoro ostatnie Kaisertage w Breslau zostały zorganizowane z okazji setnej rocznicy wygłoszenia „An Mein Volk”.
Max Berg vs budowlańcy – kto wygra?
Uroczystości skupiły się tym razem na
północnym wschodzie miasta, czyli na Szczytnikach. Prace nad przygotowaniem
terenów wystawowych rozpoczęto już kilka lat wcześniej. Wysprzątano pobliski
park, a dzięki pomysłowości księcia Hochberga założono Ogród Japoński. Jednak
nie to miało być główną atrakcją.
Do akcji wkroczył Max Berg, nowy radca budowlany Breslau. Architekt wyprzedzał
swoją epokę – jego projekty zupełnie odbiegały od pomysłów poprzednika,
Richarda Plueddemanna. Ojciec Mostu Grunwaldzkiego był zadeklarowanym
przeciwnikiem nowoczesnej architektury – kochał neogotyk. Berg natomiast
uwielbiał modernizm i to właśnie jemu poświęcił swoją karierę. Uroczystości
Kaisertage miały być kluczem do sukcesu nowego radcy i dowodem na siłę
modernizmu. Radca budowlany wykorzystał swoją sytuację najlepiej jak potrafił.
Dzięki pomysłowości, której mu nie brakowało, udało mu się wygrać konkurs na
projekt głównej hali terenów wystawowych – mimo że jury miało wątpliwości, czy
budynek projektu Berga nie zawali się. Żelbeton to jednak żelbeton – użył go
również Plueddemann w projekcie swojego Mostu Cesarskiego, jednak stalowe liny
to coś zupełnie innego niż hala z wielką, żelbetonową kopułą.
Gdy miało dojść do zdejmowania rusztowań, robotnicy odmówili współpracy. Nie
chcieli mieć na sumieniu katastrofy budowlanej. Berg, jak zwykle pewny swego,
zapłacił przypadkowemu przechodniowi za odkręcenie pierwszej śruby. Kiedy
budowla się nie zawaliła, budowlańcy nie mieli wyjścia i musieli wrócić do
pracy.
W ten sposób powstała Hala Stulecia, wybudowana specjalnie na obchody setnej
rocznicy „An Mein Volk”.
Trudno ocenić reakcję pary cesarskiej na widok budynku, w którym zorganizowano Wystawę Stulecia. Na pewno było to coś, czego Wilhelm II i Augusta Wiktoria nie widzieli nigdy w życiu. Do dziś mówi się, że Hala Stulecia jest unikatem na skalę światową, co zostało przypieczętowane wpisaniem na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Wystawa Stulecia zgromadziła zbiory z czasów wojen napoleońskich. W Hali projektu Berga można było oglądać mundury z epoki, a nawet pomniki generałów. Śmietanka towarzyska przechadzała się pod pergolą wokół wielkiej fontanny, wzdłuż parkowych alejek i oglądała wnętrza Pawilonu Czterech Kopuł Hansa Poelziga. W miejscu, gdzie jeszcze trzy lata temu stał lunapark, kwitło życie kulturalne Wrocławia – i tak jest do dzisiaj.

źródło: polska-org.pl
Ucieczka przed końcem
Wraz z parą
cesarską w 1913 roku odjechała z Breslau tradycja Kaisertage. Dni Cesarskie już
nigdy nie powróciły do miasta, mimo że świadectwa obecności Wilhelma II w
Breslau były trwalsze niż rządy monarchii w Niemczech.
Jak się później okazało, setna rocznica „An Mein Volk” była dekadencką
uroczystością. Świat wielkich balów, parad wojskowych i cesarzy zakończył się
już rok później, gdy napięcie między stronnictwami w Europie stało się zbyt
duże. Bomba wybuchła – a wraz z nią I wojna światowa. W tragiczny sposób
zakończyły się czasy dynastii Romanowów. Wilhelm II, aby uniknąć losu Mikołaja
II i jego rodziny, wyemigrował razem z żoną i z dziećmi do Holandii. Weterani
wojenni stracili do niego zaufanie i szacunek – ucieczkę byłego cesarza
traktowali jako dezercję z pola bitwy, co było nie do przyjęcia. Do dziś
zresztą ostatniego Hohenzollerna wspomina się jako władcę, który niemalże doprowadził
do upadku państwa i wciągnął kraj w bezsensowną wojnę.
Wilhelm II nigdy więcej nie wrócił do ojczyzny, mimo że do końca życia wierzył
w restaurację monarchii, nawet gdy Adolf Hitler przejął władzę. Ostatni cesarz
niemiecki nie chciał, by jego pogrzeb został wykorzystany w celach
propagandowych. Zmarł w 1940 roku i pochowano go w parku przy posiadłości, w
której mieszkał z rodziną. Tak jak sobie tego życzył, na jego nagrobku wyryto napis:
„Nie chwalcie mnie, gdyż nie potrzeba mi pochwał; nie wysławiajcie
mnie, gdyż nie potrzeba mi sławy; nie sądźcie mnie, bo jestem sądzonym”.